wtorek, 11 października 2011

Na deszczowe październikowe popołudnia

 27 października 2011r.
 
No i proszę, jakoś udało mi się skończyć przed końcem miesiąca. Co w moim przypadku jest wielkim osiągnięciem. Jeszcze ciepła, prosto spod szydełka, troszkę przeprasowana. Jednak żeby zawisła we właściwym okienku, potrzebuje jeszcze paru zabiegów. Mam nadzieję wkrótce.
Oczywiście wkradł się też drobny błąd. Rzekomo dodający oryginalności i niepowtarzalności zazdrosce. 
W każdym bądź razie zostałam powstrzymana przed ewentualną próbą naprawienia go.


11 października 2011 r.

Nieśmiało stwierdzam, że i w moim przypadku powiedzenie "Szewc bez butów chodzi" zaczynało się potwierdzać. Jednak postanowiłam nie poddać się temu i małymi kroczkami robić też coś dla siebie.
Tak też wykorzystując mój zapał do szydełka, który dopadł mnie ostatnimi czasy zaczęłam coś, troszkę większego niż moja ostatnia serwetka. Otóż zawzięłam się zrobić zazdroskę do małego okienka. Na dzisiaj wygląda tak...
 
Mówiąc szczerze, to przyrost nie jest zbyt imponujący, ponieważ dziennie znajduję czas tylko na jeden rządek czasem na dwa. Tak więc nie wiem kiedy to skończę, a zostało mi jeszcze jakieś drugie tyle a może nawet więcej. Jednak zawzięłam się na skończenie tego dzieła w jak najkrótszym czasie.

1 komentarz:

  1. rzeczywiście szydełkowe cudo!! ciekawa jestem efektu końcowego, bo sama połowa jest śliczna :)

    OdpowiedzUsuń